czwartek, 6 grudnia 2012

Kostium elfa

W związku z wyczekiwaną długo dzisiejszą wizytą pewnego Pana z długą siwą brodą i workiem pełnym prezentów dla grzecznych dzieci, nastąpiła cudowna okazja na nowy uszytek dla córci :-) tj. kostium zielonego elfa, pomocnika Mikołaja. Zapaliłam się do tego pomysłu, a córcia przyklasnęła z entuzjazmem. Przy wyborze materiałów  skorzystałam z nieocenionego wsparcia mojej mamy (dziękuję :-)) i w ten oto sposób po długich poszukiwaniach stałam się właścicielka dwóch płacht materiału w cudownie  świątecznej zieleni i czerwieni.
Jako, że z wykrojami mam złe doświadczenie, właściwie to tylko jeden projekt, który został zarzucony w trakcie szycia z powodu całkowitego niedopasowania do sylwetki, więc jak zwykle na wzór wzięłam sukienkę, którą w ostatecznym rozrachunku całkowicie przemodelowałam i wyszło takie to to.
Gwiazdeczka chciała już w sukience iść do przedszkola, kiedy była dopiero w połowie roboty, oj musiałam się nagłowić, żeby wstrzymała się dwa dni póki jej nie wykończę :-).


Oczywiście nie twierdzę, że to dzieło najwyższych lotów, choć muszę przyznać, że gwiazdeczka prezentowała się w tym naprawdę ekstra i ta radość na jej buźce, dla mnie bezcenna. Czerwone obszycie na dole sukienki usztywniłam dodatkowo flizeliną, dzięki czemu sukienka fajnie trzyma kształt i nie opada. To co mi w sumie nie bardzo wyszło, to przede wszystkim wszycie zamka, ale to mój pierwszy zamek i jak na pierwszą próbę i tak nieźle wygląda. No i obszycie dekoltu, no cóż zabrakło doświadczenia. Ale za to w 100% udała mi się czapka. Jest idealna. (Nie ma to jak praca nad własną samooceną :-)). Ma nawet grzechoczący pompon  - to mój autorski pomysł. Żółte plastikowe pudełeczko z jajka niespodzianki, wypełnione ziarenkami fasoli (ze 3 sztuki wystarczą w zupełności), to wszystko owinięte delikatnie wkładem z poduszki i obszyte czerwonym materiałem, a następnie doszyte do czubka czapki. I już. Kostium elfa w całej okazałości.




poniedziałek, 26 listopada 2012

Pierwsza bluzka

Zachęcona drobnymi sukcesami postanowiłam zrobić coś dla siebie :-). Wybór padł na, może trochę ponurą, ale za to sympatyczną w dotyku dzianinkę. Na bazie innej bluzki z krótkim rękawem, powstało moje pierwsze dzieło dla mnie samej.
Oczywiście nie jest idealne mimo, że trochę nad tym siedziałam. Źle wymierzyłam szerokość materiału i na biuście mam go trochę za dużo, co ostatecznie powoduje, że przy pachach trochę dziwnie się układa. Nie wspominam już o rękawkach, które zrobiłam za szerokie i musiałam wdawać, co też wyszło trochę blado.
Niezależnie jednak od efektu zamierzam nosić swoją pierwszą bluzkę dumnie, a co!
Muszę sama dla siebie uwiecznić poszczególne "dzieła", aby widzieć czy z czasem moje uszytki będą lepsze - na co po cichu liczę :-).



Jeżeli chodzi o kolor, to prawdziwy kolor najlepiej widać na zdjęciu, gdzie mam ją na sobie. Na zdjęciu z wieszakiem błysk lampy jakoś dziwnie rozjaśnił bluzkę.

Swoją drogą trochę naczytałam się o dzianinach, że się ciągną, że się źle szyje albo "wkręcają' się w maszynę. Ze zdumieniem jednak stwierdzam, że szyło mi się naprawdę bardzo dobrze. Zakupiłam owszem specjalną igłę i ... tyle. Szyłam luźnym ściegiem prostym lub zygzakami. Dekolt dodatkowo wykończyłam elastyczną lamówką, ale to tak naprawdę chyba nie było konieczne, bo jest on na tyle szeroki, że bez problemu bluzkę się zakłada. Tak więc dzianinki w ruch!

piątek, 23 listopada 2012

Poszewki


Poduszki gotowe, dzieciaczki biegają za nimi i przytulają się do nich, więc szybko potrzebowałam tych poszewek, aby w końcu "zamontować" poduchy w łóżeczkach :-). Wczoraj więc wzięłam się w garść i uszyłam trzy poszewki. Dla córci jej "ukochane kotki" znaczy się Hallo Kitty, dla synka marynarskie misie, a do tego rybki, które z kolei mnie bardzo urzekły.

Przyznaję, że samo szycie, to ekspresem idzie, ale wykrojenie materiału pochłonęło mi kupę czasu. Materiały przepiękne i bardzo dobre gatunkowo, ale wzory są nadrukowane jakoś krzywo. W misiach szczególnie trudno było mi wszystko dopasować. Jeżeli ustaliłam pionowe pasy jako odnośnik kątów, to wzór się coraz bardziej obniżał (zresztą widać to na zdjęciach). Ale ten problem dotyczył właściwie każdego materiału. Coś ja źle robiłam, czy tak po prostu jest?

Z kotkami problem był inny - wzór jest na tyle sporadyczny, że ciężko było mi tak materiał ułożyć aby dobrze to wyglądało. Ostatecznie są dwa kotusie po bokach. Trochę łysawo to wygląda, ale stwierdziłam, że jak córcia położy się na boku, to będzie mogła sobie patrzeć na Hallo Kitty :-). A tak byłby tylko jeden kotek na środku i tyle.

Rybki za to są urocze:-) i przynajmniej zbyt dużo problemów mi nie sprawiały.

No to dzisiaj dzieciaczki śpią w końcu na nowych poduchach.

środa, 21 listopada 2012

Poduszki w koniki


Dzisiaj kontynuowałam ostatnio zaczęty temat spania. Synek ma piżamkę, więc teraz postanowiłam uszyć poduszki.

Z tymi poduszkami to cały problem. Oczywiście wiadomo, że dzieciaczki powinny na płaskim spać, ale obydwoje przedszkolno-żłobkowi są, a więc katary i inne takie paskudztwa często się ich imają. Wtedy dobrze jak ta podusia jest. Do teraz spali na jaśkach, ale te jaśki spod głowy regularnie uciekają. Postanowiłam więc dopasować poduszki do potrzeb dzieci i szerokości łóżeczek.  

Jako, że na ostatnich zakupach w mojej ukochanej hurtowni, nabyłam prześliczny materiał w koniki, postanowiłam zabrać się do dzieła.






To akurat temat prosty, ciężko coś zepsuć, więc też i szybko się uszyło. Poduszeczki o rozmiarze 30cmx60cm z wypełnieniem z poduszek z Ikei :-). Dzięki temu też od razu dostosowałam sobie poziom wypełnienia, dla synka, jako że młodszy, bardziej płaska i dla córci, ciut bardziej puchata.


 

Generalnie poduszki jak poduszki, ale te koniki mnie powalają i napatrzeć się nie mogę.
Następny krok to poszewki, materiały już czekają :-).

Flanelowa piżamka

Staram się obdzielać po równo. Jak coś dla córci, to też i coś dla synka. W zależności od potrzeb. A tą potrzebą w przypadku synka są bezsprzecznie piżamki.

Jak już się rozszyłam, postanowiłam, że mu piżamkę uszyję. Córcia miała prześliczną różową ale w różowości chłopaka nie wypada ubierać, poza tym użyczyłam ją kuzynce, bo piżamka przecudnej urody jest, kuzynka córci zresztą też :-).


 

Jako, że w szafie wciąż wala się parę starych pieluch flanelowych, a zastosowania już nie mają, postanowiłam je wykorzystać do wyższych celów, czytaj, piżamka dla synka.
Biorąc za wzór koszulę i dresiki - powstała niebieska flanelówka z motywami lewka, słonika i hipcia. Wszystkie zwierzątka rozeszły się po plecach, rękawach i nogawkach i ten przód jakiś taki łysy został, dodałam więc kolorowe guziki dla ożywienia całości.

  Umęczyłam się potwornie z kołnierzykiem, uff, gdybym przeczuwała takie kłopoty, to chyba bym już szybciej golf tu wydziergała ;-). No tak to już jest, jak człowiek zamiast przysiąść i literaturę mądrą poczytać, od razu do roboty się zabiera. Ale jak już pisałam ciężko mi nad moją niecierpliwością zapanować i jak coś sobie umyślę, to działam i już. No trochę taki jaki niedorobiony i niewydarzony ten kołnierzyk ale cieplutko synusiowi będzie i milusio, jak to we flanelówce :-). Przy następnej piżamce będę już mądrzejsza, a flanelówek jeszcze parę jest. No i córcia też sobie zażyczyła, więc mam nadzieję, że ta nauka nie pójdzie w las :-). Piżamkę szyłam 18 listopada.

Buraczkowa czapka

Dni coraz zimniejsze się robią i zima już tuż, tuż. Zeszłoroczna zimowa czapka na moją córcię jest już za mala, postanowiłam więc obdarować ją nową czapkę.
Jak już się twórczo rozwijać, to na maksa ;-).


Ruszyłam więc na poszukiwania wełny idealnej. I znalazłam ją w pierwszej pasmanterii, do której zaszłam. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Piękny buraczkowy (jak kto woli bardziej elegancko to burgundowy) kolor po prostu zawładnął moim sercem i od razu go kupiłam. Niestety zdjęcia nie oddają tego koloru.
Jak wróciłam do domu, to szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam jak do tematu się zabrać :-), ostatnio na drutach robiłam w liceum, a to już naście lat temu. Zresztą, kto by to liczył.
Tak czy inaczej, nieoceniony Pan Google poinformował mnie jak nabierać oczka na druty i dziergać :-). Ruszyłam więc do boju. Najpierw próbka, wymiarowanie, wyliczanie i hej czapka ruszyła. Jakoś dziwnie mi się wydawało, że moje lewe i prawe oczka wyglądają podobnie. Nieoceniona mama, z politowaniem głaszcząc mnie po głowie, oświeciła mnie, że prawe robię jak prawe, a lewe, to nie lewe tylko wywijane prawe lub coś takiego. No cóż ja blondynka poradzę.



Więc ponownie poszłam po poradę do Pana Googla, ale tym razem się przyłożyłam do tematu. Obejrzałam dokładnie co i jak się robi, znalazłam śliczny ścieg, który bardzo mi się podoba i ponownie zaczęłam robótkę. Prułam ją jeszcze ze dwa razy, bo za ciasna, bo krzywa. Za trzecim razem stwierdziłam, że cokolwiek będzie się działo dokończę tę czapkę. No i w końcu dokończyłam 15 listopada. Oto ona w całej swej okazałości :-). 



 
Zwieńczeniem jest oczywiście wielki puchaty pompon, bo czapka bez pompona to nie czapka :-).

I oczywiście staram się nie widzieć tego, że nierówno, że za luźno, albo za ściśle. Przecież czy to takie ważne ;-)?

Pokrowiec na maszynę

Podbudowana trochę drobnymi powodzeniami w szyciu, postanowiłam wybrać się do wielkiej hurtowni na buszowanie w materiałach. Oj, spędziłam tam dużo czasu, napatrzyć się na te wszystkie cudeńka nie mogłam i już wyliczałam, co z czego można by było uszyć. Obkupiona w materiały wróciłam do domu.
Nabyłam tam między innymi dziwny pomarańczowy materiał okraszony rosyjskimi napisami. Szczerze mówiąc nic nie rozumiem, ale tak mnie dziwnie urzekł, że stwierdziłam, iż muszę go mieć. Być może ktoś mnie oświeci? Mam nadzieję, że nie ma tam nic głupiego bo nie chcę się rozstać z moim pokrowcem :-(.

Dzień wcześniej czyściłam swoją maszynę, stoi sobie bidulka na stoliku i się kurzy. Nie chowam jej, bo nigdy nie wiem, kiedy mnie co na szycie napadnie, a niestety nie miałam do niej żadnego pokrowca. Kiedy więc w sklepie zobaczyłam ten dziwny materiał, od razu pomyślałam, że będzie idealny na pokrowiec. No przecież należy zadbać o swoje narzędzie pracy :-).
 
Z pokrowca jestem baaaaardzo zadowolona, pomimo, że złamałam sobie na nim pierwszą igłę ;-). Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałam jak do roboty się zabrać ale mój matematyczny umysł przyszedł z pomocą. Wymierzyłam maszynę, tu i ówdzie dodałam mały zapasik na wszystkie wystające części, pozszywałam i voila pokrowiec gotowy. Aha, żeby nie było nie zapomniałam o rączce do przenoszenia. Zrobiłam u góry otwór z klapką zapinaną na rzep. Jeżeli chcę przenosić "ubraną" maszynę nic prostszego, otwieram klapkę, wyciągam rączkę i niosę :-). Ech, sama nie wiem co mnie natchnęło, ale to naprawdę fajny patent.








 





Na zbliżeniach widać wszystkie niedoróbki. 
1. Krzywe szwy
2. Klapka z lewej strony jest właściwie wszyta w obszycie otworu - zależało mi na tym aby wzór klapki zgrał się z wzorem pokrowca i z tego wszystkiego źle ją jakoś wymierzyłam :-)
3. Wciąż widniejąca kreda na materiale - niestety rysowałam na prawej stronie, bo chciałam widzieć jak się będzie układał wzór, a zaraz po uszyciu pokrowiec poszedł na maszynę i nie mam jak go uprać :-).
 
No cóż na usprawiedliwienie mam tylko to, że pokrowiec był szyty nie wieczorową, a wręcz nocną porą 11 listopada :-), spieszyłam się trochę bo byłam już zmęczona, ale za cel sobie wzięłam, że maszyna będzie miała pokrowiec jeszcze tej samej nocy. No cóż, ta niecierpliwość kiedyś mnie zgubi :-).

Organizer na łóżeczko

Organizer to trochę zbyt szumna nazwa dla tej kieszonki, ale działanie jak najbardziej organizacyjne ma :-).
Po tym jak uszyłam organizer naścienny dla córci i rozwiązałam problem wiecznie "niemającejswojegomiejsca" piżamki, postanowiłam zrobić również coś dla synka.
Ma dopiero roczek i śpi jeszcze w łóżeczku ze szczebelkami, więc naścienny organizer nie bardzo wchodził w rachubę. Potrzebowałam prostego rozwiązania. I znalazłam. Moim natchnieniem była stronka Kreatywnej Mamy i jej "przydaś" :-).
Wyciągnęłam różne skrawki materiałów i zaczęłam kombinować. Z tego mojego kombinowania wyszła nasza kieszonka na piżamkę. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej. Takie coś powinno być dodawane w zestawie z łóżeczkiem :-).
W kwestii mocowania, zmieniłam sznureczki na gumki zapinane na guziki, bo inaczej kieszonka długo by nie powisiała :-). Mój synek szarpie za wszystko :-). Dziurki obszyłam zwykłym ściegiem zygzakowym, bo jakoś nie miałam  odwagi użyć stopki do obszywania dziurek. Ale i tak dobrze działa :-).
Aplikacja - koparka pozostawia trochę do życzenia. Użyłam niestety bawełnianych materiałów, które w trakcie obszywania trochę się naciągały i ciężko było nad tym zapanować. Ostateczny kształt kopary jest więc inny niż planowałam, a kółka dziwnie kanciaste. No cóż, jak już pisałam, dopiero swoją zabawę z szyciem zaczynam i na czymś uczyć się muszę, a synkowi się podoba :-). Kieszonka powstała 1 listopada.

A tutaj jeszcze ukochany misio, w którego synek się wtula, jak idzie spać. On też powinien być dodawany w zestawie do łóżeczka :-). Ten został sprezentowany przez babcię.

Klonowe róże

Na internecie aż roi się od filmików, tutoriali, porad i zdjęć odnośnie róż z klonowych liści. Postanowiłam przetestować toto, tym bardziej, że 28-10-2012 nadarzył się śliczny słoneczny weekend, a trawniki na moim osiedlu gęsto były usłane liśćmi wszelkiej maści.
Wzięłam więc ze sobą moich pomocników i wyruszyliśmy na poszukiwania najpiękniejszych klonowych liści. Córcia tak się zapaliła do pomysłu, że musiałam ją hamować w zbieraniu liści, inaczej w domu miałabym niezłą jesień :-).
Po powrocie, mężowi podkradłam sznurek i zaczęłam skręcać różyczki. Muszę przyznać, że to całkiem przyjemne, szybkie, a efekt mile mnie zaskoczył, bo różyczki naprawdę wyszły fajnie. Tak więc polecam. Obecnie minął już miesiąc jak róże sobie stoją i wciąż wyglądają dobrze. Oprócz tego, że wyschły i trochę zmieniły kolor, nic się z nimi złego nie dzieje.




wtorek, 20 listopada 2012

Organizer ścienny

Postanowiłam, że blog będzie moim zbiorem uszytków, robótek i innych. W związku z tym, że od września parę rzeczy już zrobiłam, więc na początek pochwalę się swoimi dotychczasowymi dokonaniami, a później może już coś na bieżąco będę dodawać (mam nadzieję) :-).

Na początek dzieło wrześniowe.

Kiedy dostałam maszynę, podchodziłam do niej jak pies do jeża. Z jednej strony fajnie ją mieć, ale z drugiej strony, co właściwie mogę z nią robić? Zaczęłam od szycia skrawków materiałów, ale jakoś mnie to nie bawiło. Żeby mieć przyjemność, musiałam mieć bardziej ambitny plan.
No i szybko pomysł się pojawił. Córcia ma łóżeczko przy bardzo zimnej ścianie. Szukaliśmy jakiegoś sposobu na izolację. Wykombinowałam ocieplany organizer, który oprócz izolacji będzie cieszył oko, a przy okazji da córci dodatkowe schowki.
Plan dobry, gorzej z wykonaniem. Szyłam to chyba z miesiąc. Ale efekt mnie ucieszył i jak na pierwszy mój uszytek jestem z niego zadowolona.


Tył to jakiś usztywniony materiał - coby organizer trzymał formę ;-), w środku ocieplinka, a na zewnątrz śliczny kurczaczkowy zółty

materiał. Do tego kieszonki 3D, a u góry tunel do zawieszenia. Początkowo rozważałam szelki, ale bałam się, że jak córcia ponapycha kieszenie swoimi skarbami, to wszystko będzie smętnie się wywijało. A tak wszystko jest na swoim miejscu i nawet jak synek wdrapie się na łóżeczko córci, to szkody nie zrobi :-).

Organizer zawisł 22 września. Córci się podoba, zimna ściana okiełznana, a kieszonek, jak się okazuje, wiecznie za mało, ale najważniejsze, że piżamka w końcu ma swoje miejsce :-).

poniedziałek, 19 listopada 2012

No to startuję ...

A więc jest, dołączyłam do blogerskiej społeczności i założyłam go, mojego pierwszego bloga. Czy starczy mi czasu i cierpliwości? Nie wiem, zobaczymy :-)
Jak już sam tytuł mówi, wszystko co robię, robię na razie wieczorami. Bycie mamą dwóch małych i kochanych szkrabów na wiele więcej nie pozwala.
Na razie moją największą pasją, świeżo odkrytą, jest maszyna. Kochany Singerek od mamy. Mam go od paru miesięcy, więc moje hoobby jest na razie młode i mocno jeszcze niedoświadczone, ale sprawiające naprawdę dużo frajdy. Mam też słuszne korzenie, krawcowe w dwóch pokoleniach wstecz, więc chyba nie może się nie udać :-).
W każdym razie będę się tu chwalić i żalić, prezentować i raportować, a chętnych zapraszam do oglądania i czytania :-)