sobota, 9 listopada 2013

Suknia balowa - księżniczkowa dla Barbie

W końcu postanowiłam zmierzyć się z największym marzeniem mojego dziecka - księżniczkową, dłuuuugą sukienka dla Barbinki. I muszę przyznać od razu, że z całkiem dobrym efektem. Sukienka bardzo mi się podoba, nawet momentami się zastanawiałam czy to na pewno ja ją uszyłam :-).
Ale od początku... Wiedziałam, że chcę taką bezę, klasyczną suknię na krynolinie, warstwową, najlepiej trzy warstwy i bardzo zdobna no i w ogóle ... Oczywiście od planów do wykonania daleka droga. 
Tym razem, rozumiejąc powagę projektu, postanowiłam trochę podumać zanim się wezmę do roboty. Po głębszym zastanowieniu się zrezygnowałam z trzech warstw, nie wiem jakbym to ze sobą zszyła, żeby Barbnka nie wyglądała na dwa razy taką jaka jest :-). Musiałam przemyśleć co się ma dziać z dolną warstwą, nie chciałam żeby tylko smętnie wisiała, no i jeszcze została kwestia krynoliny tudzież jakiegoś innego rozwiązania, które by jakoś "push up" moją kreację:-).
Szyjąc tę sukienkę zastosowałam trzy patenty:
1. Rozdzieliłam dolną i wierzchnią warstwę, tzn.każda z nich funkcjonuje samodzielnie, więc zestawiając je z innymi ciuszkami, można wyczarować inne kreacje. Na różową warstwę już mam zamysł jakiś taki wróżkowy, jakieś skrzydełka do tego czy coś :-). Jednak główną przyczyną tego rozdziału było to, że bałam się, że w trakcie szycia tylu warstw nie zapanuję nad zwojami materiału i wszystko wyjdzie krzywo i brzydko, a tak trochę łatwiej zapanować nad tym wszystkim.







2. Rozmyślałam co by tu zrobić z tą różową warstwą, aby była jakaś taka trójwymiarowa, "strukturalna". W grę wchodziły wszelkie falbanki, koronki ale ostatecznie zdecydowałam się na  ... taśmę do firanek :-). Kiedyś w pasmanterii poleciła mi ją sprzedawczyni do modelowania fal na eleganckich, wieczorowych sukniach czy bluzkach. W sumie do tej pory nie miałam okazji tego wypróbować na ciuchach, więc to był idealny moment. Muszę przyznać, że wyszło całkiem nieźle, nie dość, że mam "strukturę" całkiem ładną, to jeszcze dodatkowo taśma ta usztywnia dół i go kształtuje. To ostatnie było dla mnie bardzo ważne,bo łączy się z rozwiązaniem problemu nr 3 :-).



3. krynolina - przyznaję,że nad tym długo dumałam. Mam spory kawałek sztywnika (gorsetówka) z którego próbowałam stworzyć coś na kształt krynoliny. Początki były obiecujące, ale ostatecznie nie mogłam wymodelować kształtu jaki chciałam,a poza tym nie byłam wtedy jeszcze pewna do końca jaki właściwie ostateczny kształt ma być. Zrezygnowałam więc z klasycznej krynoliny i postanowiłam wypełnić suknię dodatkowymi wzmocnieniami (taśma, zaszewki) oraz zwojami materiału :-), dlatego szara warstwa jest szyta podwójnie. Przyznaję,że choć efekt końcowy baaaaardzo cieszy moje oko, to jednak do tematu krynoliny jeszcze wrócę, bo tył sukienki nie jest jeszcze wystarczająco wypełniony, a widać to najlepiej z góry.



Bogatość i zdobność sukienki zapewniły mi naklejane półkoraliki (czy tak się to nazywa? :-)). Kupiłam je za śmieszne pieniądze z sklepie typu "wszystko za5 zł". Przyznaję,że zgrały się idealnie. Ciężko mi się było powstrzymać przed zaciapaniem całej sukienki tymi perełkami, ale postanowiłam trzymać fason :-). Podejrzewam, że ta sukienka i tak zyska zdecydowanie więcej ozdobników, kiedy tylko wpadnie w ręce córci :-). Na szczęście bardzo łatwo się odklejają nie powodując żadnej szkody na materiale, więc można dekorację zmieniać w zależności od nastroju :-).

Złocista samba Barbie

Kiedy uszyłam tę długą złocistą sukienkę, miałam przejść do kolejnego projektu, ale jakoś ciągle ta nieszczęsna złotość chodziła mi po głowie. W końcu porzuciłam nadzieję, że uda mi się uszyć coś balowego i wróciłam do tego materiału.

I znowu powstała sukienka chyba bardziej dla mnie niż dla córci :-), no ale co ja poradzę, mnie też się coś należy :-). Sukienka idealna na imprezę z tańcami. Ale żeby nie było, Barbinka wzbogaciła się również o rajstopki. A co, należy jej się za cierpliwość w przymiarkach. Rajstopki zrobiłam z rozciągliwej siateczki. Aby pasowały idealnie, szyłam je praktycznie na lalce, a następnie odwróciłam na prawą stronę :-). Na ostatnim zdjęci widać szew, który idzie wewnątrz nogi. Jestem z nich dumna :-).
 Jak tak teraz szyję te ubranka i przymierzam, to widzę, że muszę jeszcze sprawić jakieś nowe buciki bidulce :-). Na razie ma tylko te jedne różowe i do złocistości średnio pasują. Trudno, nie wszystko od razu. A może można uszyć buciki? Hm, muszę zgooglować temat :-).

Barbina się ubiera



Ojej, ależ dawno tu nie zaglądałam. Buuu...  w sumie tego się obawiałam, zakładając bloga, że nie pociągnę tego tematu długo. No cóż, czasu po prostu za dużo nie ma, a jeżeli już go trochę mam to w pierwszej kolejności poświęcam go na szycie, na fotosowanie i blogowanie niestety już go nie starcza.
A w między czasie sporo nowych rzeczy powstało, spódniczki dla Madzi, sukienki, spodnie dla Marcina, a ostatnio wracam do swojego dzieciństwa :-).
Madzia od dłuższego już czasu przeżywa fascynacje księżniczkami, ma dwe lalki Barbie i bardzo często się nimi bawi. Ale wierci mi dziurę w brzuchu o obranka dla nich i to, nie takie tam zwykłe coś, tylko sukienki, "dłuuuuugie mamo, takie księżniczkowe".

Eh z łezką w oku wspominam swoją Dianę, którą dostałam gruube lata temu na urodziny, do tej pory pamiętam ten moment jak się obudziłam, a ona sobie stała w różowym pudełku koło mojej poduszki. Z wrażenia szybko zamknęłam oczy i bałam się otworzyć, żeby się przypadkiem nie okazało, że to tylko sen :-). Sen to nie był, rodzice spełnili moje ówczesne marzenia, musiałam być chyba grzeczna, co nie :-)? 


Bardzo lubiłam się nią bawić, miałam mnóstwo szytych ubranek, tata zrobił mi nawet różową szafę i łóżeczko, też różowe, a jak :-). Ale później przyszło liceum, studia, lalka poszła bidula w kąt, otrzymała ją chyba w spadku moja młodsza siostra, która tak czy inaczej ją później "zutylizowała" (Ala, pamiętasz może co się z nią stało?). Do tej pory boli mnie, że nie zachowałam sobie tej lalki, bo był to najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam, tzn taki najbardziej wychciany, wyczekany, wymarzony, zdawało się, że na tamten czas nierealny i wzbudził we mnie burzę emocje, naprawdę. W sumie to aż niesamowite.
Tak czy inaczej, teraz moja córcia jest na tym etapie, a ja z radością szczerą i entuzjastyczną podpinam się pod jej Barbinki :-). 
  
No więc nowe uszytki czas zacząć. 

Przyznaję, że z pierwszą sukienką mordowałam się długo, chyba więcej niż gdybym miała uszyć coś dla dorosłego, uff. No ale szlaki przetare, kolejne powinny już być zdecydowanie prostsze. Zaczęłam od niebieskiego cuda, trochę słabo dopasowana ale za to dłuuuga, wielka i pumpiasta :-). Madzia chyba wybaczy :-). 





 





Jako drugi powstał strój czerwonego kapturka :-). 


Wiem miało być księżniczkowo i dłuugo, ale jakoś nie mogłam się oprzeć. Trudno, na kopciuszka i Śnieżkę jeszcze przyjdzie czas. Z czerwonego kapturka jestem w 100% zadowolona, choć oczywiście, przed sesją zdjęciową postanowiłam wyprasować wdzianko i przypaliłam fartucha :-). Na zdjęciach Barbinka sprytnie zakrywa to ręką, ale fartuszek jest do poprawki :-).




 No i trzecia sukienka, to prawdziwa złocistość.


 Jak zobaczyłam ten materiał w sklepie, oniemiałam i wiem, że moja córcia też oniemieje :-). Materiał jest ekstra złocisty i elastyczny, więc sukienka nie wymaga żadnych zapięć (oprócz obróżki na szyi), więc bardzo łatwo się ją zakłada. Postanowiłam zmierzyć się z trenem, szczerze mówiąc, nie wiem co mnie napadło, ale tren rzeczywiście powstał, trochę jakiś taki koślawy ale jest :-). Będę musiała to jeszcze poćwiczyć. 

Ale fajnie, mam ochotę zamknąć się w domu i szyć, szyć i szyć i przebierać. Eh, dziękuję ci kicia :-).


środa, 7 sierpnia 2013

Sukienka - patriotyczna zebra

Upały coraz większe i bardziej dokuczliwe. Marzą mi się już wakacje, ale na te muszę jeszcze trochę poczekać. Jednak myśl o plażowaniu i moczeniu się w wodzie, kiedy słonko leje z nieba słodki żar, natchnęła mnie na uszycie córci sukienki plażowej, takiej typowo wakacyjnej.
 



Pogrzebałam w swoich magicznych pudłach i dorwałam dzianinkę w patriotyczne biało czerwone paski :-). Materiał naprawdę lekki i cienki, więc nadawał się idealnie.

Sukienka jest baaardzo prosta w kroju. Krojona trochę spontanicznie i na wyczucie i może trochę przydługa wyszła, ale za to jak patrzę na córcię w tej sukience, to jak nic o wakacjach myślę, a więc efekt prawidłowy :-).

W ostatnim momencie doszyłam do niej kontrastowe kieszonki. mąż stwierdził, że psują cały efekt, a ja chciałam jakoś przełamać tę białoczerwoność. Mnie się podoba.
Oczywiście nie istnieje wakacyjna sukienka, bez wakacyjnej chusteczki na głowę. Powstała więc i taka, z granatową kokardką, taką samą jak kieszonki :-)




Spodenki z odzysku

Im cieplej na dworze tym bardziej cieszę się, że jestem kobietą. Nam zdecydowanie łatwiej jest znosić upały. Kiedy co rano szykujemy się z mężem do pracy i w radiu słyszę, że kolejny upalny dzień przed nami, szukam dla siebie jakiejś sukienki albo spódnicy, cienka bluzeczka i jest OK. I kiedy widzę, jak mój biedny mąż wbija się w swoje długie spodnie i koszulę, to aż oblewa mnie fala potu. Nie ma co marzyć mój luby o sandałach czy spodenkach w tygodniu. Takie rarytasy zarezerwowane są tylko na weekend :-).
Ale powyższe ograniczenia nie dotyczą na szczęście mojego synka. Tak więc mnożę mu spodenki różnej maści. Te uszyłam właściwie przypadkiem z uszkodzonych bokserek mojego męża :-). Miały tak fajny deseń zielono-niebieskiej krateczki, plus to, że były zrobione z naprawdę fajnego lekkiego materiału, sprawiło, że nie miałam sumienia tak po prostu ich wyrzucić. Postanowiłam więc zrobić mały recykling.
I tym oto sposobem synek zyskał nowe spodenki i nic się nie zmarnowało :-).
Niestety nie mam porządnego zdjęcia. Widać je trochę w poprzednim poście.
Jak cyknę fotkę, to dopnę :-).

środa, 24 lipca 2013

Fioletowa bluzeczka

Lato to dla mnie nie tylko najlepsza pora roku, która generalnie daj mi energię, ale również świetna pora na szycie. Letnie ciuchy wymagają mniej materiału, są zdecydowanie prostsze w formie, a w przypadku dziecięcych ciuszków to już naprawdę sama przyjemność szycia :-).
Bardzo łatwo, jak tylko ma się na to czas, bawić się w szycie i ekspresem zapełniać szafę dzieci ciuchami, których mimo, że mniejsze, to jednak trzeba dużo więcej niż zimowych, bo są właściwie jednorazowe. Raz włożone są tak upaćkane od trawy, piasku, lodów czy soczków, że zawsze się zastanawiam czy tym razem moja pralka podoła :-).
Kolejny więc uszytek, to bluzeczka dla córci. Miałam w swoich pudłach śliczny skrawek fioletowego materiału w krążki. Na tyle go było niewiele, że właściwie wystarczyło tylko na prostą bluzeczkę bez rękawków. I taką właśnie zrobiłam.
Na zdjęciach załapały się też różowe legginsy, o których pisałam wcześniej i kolejne spodenki synka, o których napiszę później :-).

Niebieskie bermudy - kolejne :-)


Czerwone spodenki miały takie obłożenie, że niezbędna była druga para bermudziaków. To już było proste, miałam już pasujący wykrój, więc wystarczyło tylko pociąć ten śliczny materiał w niebieską kratkę, pozszywać, do tego zamek i już gotowe. Czerwone spodenki są uszyte jak należy i mają nawet kieszenie. Przyznaję, że tym razem ułatwiłam sobie trochę sprawę zrezygnowałam z kieszonek,które właściwie i tak nie są jeszcze przez synka używane. Znów wpadnę w samozachwyt i stwierdzę, że wyszło super i synek świetnie się w nich prezentuje. Jaka tu zasługa moich umiejętności a jaka zasługa modela nie wiem, ale razem wyglądają super :-).

Te spodenki to mój ostatni czerwcowy uszytek :-). W końcu przechodzimy do lipca :-).

Legginsy z falbanką

Zostało mi trochę tego różowego materiału z sukienki, więc aby zrobić z niego użytek/uszytek postanowiłam go wykorzystać na legginsy, znowu dla córci.
To bardzo ciekawa sprawa, że legginsy to ciuch chyba o najkrótszym żywocie w całej garderobie córci. Wszystkie inne ciuchy wychodzą cało, no owszem mają jakieś niespieralne plamy ale generalnie poza tym, jak z nich wyrośnie, dalej wyglądają w miarę porządnie. Natomiast legginsy nigdy nie zdąża się zrobić za małe, zawsze wcześniej powstają straszące dziury na kolanach :-). Zaradna mamusia zaszywa w jakiś sprytny sposób te dziurzyska, ale generalnie rzec trzeba, że legginsów u dziewczynki, a przynajmniej u mojej córci, nigdy za wiele.
Tak więc jest to kolejna rzecz, jak najbardziej przydatna i potrzebna.

Chciałam się ustrzec przed kolejnymi nudnymi legginsami i na szczęście, gdzieś na necie podpatrzyłam fajny patent z falbankami. Bardzo mi się to spodobało, córci zresztą też. Taka drobna rzecz, a powoduje, że te spodenki od razu zrobiły się takie dziewczęce i urocze.
Chyba powinnam przysiąść i całą serię takich spodenek uszyć :-).

Sukienka z falami

Córcia ostatnimi czasy przechodzi transformację. Pamiętam czasy kiedy wszystko co dziewczęce było be, a czesanie włosów to największa kara. Ubranie jej w sukienkę było praktycznie niemożliwe albo zaszczycała nas tym tylko od święta :-). Od jakiegoś już dłuższego czasu moja córcia jest fanką koników i wszystkich księżniczek i wróżek, a to w oczywisty sposób wpłynęło również na wybór garderoby.
Parę sukienek w szafie owszem zawsze miała, ale ostatnio nie nadążam z ich praniem, bo córcia najchętniej codziennie by je wkładała. 
Następny więc uszytek to sukienka dla córci.
W mojej hurtowni wykopałam śliczne dzianinki z dużą ilością różowego koloru :-) i na wzór sukieneczki, którą bardzo lubię, uszyłam kolejną.

Na potrzeby forum postanowiłam nawet cyknąc fotkę z etapu krojenia :-). Jakie to zaskakujące, że z takich w sumie prostych i mało atrakcyjnych form wychodzi fajna, dziewczęca sukienusia.

środa, 17 lipca 2013

Pościel - moja pierwsza


Kolejny uszytek był bardzo praktyczny.
Cierpię ostatnio na deficyt pościelowy. Jako, że w mojej ukochanej hurtowni wypatrzyłam piękne materiały pościelowe, w naprawdę dobrej cenie, postanowiłam nabyć jeden i sprawdzić się w szyciu wielkogabarytowym.
Właśnie te rozmiary były dla mnie wyzwaniem. Pościel jak pościel, trudna do uszycia nie jest, przecież to tylko proste szwy, zamek i koniec. Owszem wszystko to prawda i samo szycie to była pestka, ale przygotowanie się do szycia, uff, to mi zajęło wieczność.
Zaczęłam od ... sprzątania salonu :-), odkurzyłam i umyłam podłogi, dopiero wtedy rozłożyłam się ze swoją płachtą aby ją kroić. Kołdrę mam 1,4m, więc musiałam trochę boki pociachać, ale też sprawdzić jak wzór idzie, aby pościel w ostatecznym rozrachunku wyglądała jak najlepiej.
Na zdjęciach pościel trochę słabo wyszła, szczerze mówiąc nie bardzo miałam pomysł na sfotografowanie jej :-). Tak czy inaczej, takie spłowiałe kolory są oryginalnie i bardzo mi się podobają. A sama pościel po praniu zrobiła się super miękka, pachnąca i już od pierwszego spania ją uwielbiam.


Mam ostatnio wrażenie, że bardzo emocjonalnie podchodzę do wszystkich swoich uszytków :-). Ale z drugiej strony szyję rzeczy, które są akurat potrzebne, więc nic dziwnego, że z braku laku są noszone i używane :-).

Pościel uszyłam 22 maja.