sobota, 9 listopada 2013

Barbina się ubiera



Ojej, ależ dawno tu nie zaglądałam. Buuu...  w sumie tego się obawiałam, zakładając bloga, że nie pociągnę tego tematu długo. No cóż, czasu po prostu za dużo nie ma, a jeżeli już go trochę mam to w pierwszej kolejności poświęcam go na szycie, na fotosowanie i blogowanie niestety już go nie starcza.
A w między czasie sporo nowych rzeczy powstało, spódniczki dla Madzi, sukienki, spodnie dla Marcina, a ostatnio wracam do swojego dzieciństwa :-).
Madzia od dłuższego już czasu przeżywa fascynacje księżniczkami, ma dwe lalki Barbie i bardzo często się nimi bawi. Ale wierci mi dziurę w brzuchu o obranka dla nich i to, nie takie tam zwykłe coś, tylko sukienki, "dłuuuuugie mamo, takie księżniczkowe".

Eh z łezką w oku wspominam swoją Dianę, którą dostałam gruube lata temu na urodziny, do tej pory pamiętam ten moment jak się obudziłam, a ona sobie stała w różowym pudełku koło mojej poduszki. Z wrażenia szybko zamknęłam oczy i bałam się otworzyć, żeby się przypadkiem nie okazało, że to tylko sen :-). Sen to nie był, rodzice spełnili moje ówczesne marzenia, musiałam być chyba grzeczna, co nie :-)? 


Bardzo lubiłam się nią bawić, miałam mnóstwo szytych ubranek, tata zrobił mi nawet różową szafę i łóżeczko, też różowe, a jak :-). Ale później przyszło liceum, studia, lalka poszła bidula w kąt, otrzymała ją chyba w spadku moja młodsza siostra, która tak czy inaczej ją później "zutylizowała" (Ala, pamiętasz może co się z nią stało?). Do tej pory boli mnie, że nie zachowałam sobie tej lalki, bo był to najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam, tzn taki najbardziej wychciany, wyczekany, wymarzony, zdawało się, że na tamten czas nierealny i wzbudził we mnie burzę emocje, naprawdę. W sumie to aż niesamowite.
Tak czy inaczej, teraz moja córcia jest na tym etapie, a ja z radością szczerą i entuzjastyczną podpinam się pod jej Barbinki :-). 
  
No więc nowe uszytki czas zacząć. 

Przyznaję, że z pierwszą sukienką mordowałam się długo, chyba więcej niż gdybym miała uszyć coś dla dorosłego, uff. No ale szlaki przetare, kolejne powinny już być zdecydowanie prostsze. Zaczęłam od niebieskiego cuda, trochę słabo dopasowana ale za to dłuuuga, wielka i pumpiasta :-). Madzia chyba wybaczy :-). 





 





Jako drugi powstał strój czerwonego kapturka :-). 


Wiem miało być księżniczkowo i dłuugo, ale jakoś nie mogłam się oprzeć. Trudno, na kopciuszka i Śnieżkę jeszcze przyjdzie czas. Z czerwonego kapturka jestem w 100% zadowolona, choć oczywiście, przed sesją zdjęciową postanowiłam wyprasować wdzianko i przypaliłam fartucha :-). Na zdjęciach Barbinka sprytnie zakrywa to ręką, ale fartuszek jest do poprawki :-).




 No i trzecia sukienka, to prawdziwa złocistość.


 Jak zobaczyłam ten materiał w sklepie, oniemiałam i wiem, że moja córcia też oniemieje :-). Materiał jest ekstra złocisty i elastyczny, więc sukienka nie wymaga żadnych zapięć (oprócz obróżki na szyi), więc bardzo łatwo się ją zakłada. Postanowiłam zmierzyć się z trenem, szczerze mówiąc, nie wiem co mnie napadło, ale tren rzeczywiście powstał, trochę jakiś taki koślawy ale jest :-). Będę musiała to jeszcze poćwiczyć. 

Ale fajnie, mam ochotę zamknąć się w domu i szyć, szyć i szyć i przebierać. Eh, dziękuję ci kicia :-).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz