Skoro dla synka uszyłam spodnie z kancikiem, to dla córci powinna być sukienka. wymarzyłam sobie bordowe cudo z tafty z tiulem. Poszłyśmy z córcią do sklepu, do naszej ulubionej hurtowni. Spędziłyśmy tam kupę czasu zastanawiając się nad doborem materiałów i tiulu, no ale w końcu się udało.
Oczywiście zamek wszył się trochę krzywo, tiul nie wszędzie jest prawidłowo doszyty, ale właśnie doszłam do nowego wniosku: o ile nie uda mi się uniknąć błędów przy szyciu, o tylko dochodzę do coraz większej wprawy w ukrywaniu ich :-).
Córcia biegała w tej sukience po łąkach, rozpalała grillla, bawiła się węglem i patykami, więc stan sukienki trochę jest odmienny względem tego wypranego i odprasowanego, takiego prosto z wieszaka :-). Niemniej wszystko na zdjęciach wiać :-).
Dodatki w postaci bolerka i przewiązania, to już w porównaniu z sukienką był pikuś :-).